Jak szacuje Bankier.pl na koniec 2006 roku w portfelach Polaków znajdowało się około 23,5 miliona kart płatniczych. Prawie co czwarta z nich to karta kredytowa. To, że banki tak chętnie wydają karty nie powinno dziwić. Chodzi o tzw. opłatę interchange, która w Polsce wynosi średnio od 1 do 2 procent transakcji i jest płacona przez sklep na rzecz banku wydającego kartę. Opłata jest wliczana w cenę towaru czy usługi i jej wysokość jest na całym świecie kością niezgody pomiędzy bankami, a punktami handlowymi. W Polsce w ten spór włączył się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, w efekcie nakładając na 20 banków łączną karę w wysokości ponad 164 mln zł. Co więcej Prezes UOKiK nakazał natychmiastowe zaniechanie stosowania tych opłat przez wszystkie banki w ramach systemu Visa i MasterCard. Stwierdził również, że tego rodzaju opłata nie jest niezbędna, skoro są kraje w UE, w których działają systemy nienaliczające tej opłaty, tak jak w Danii, Holandii, Norwegii, Finlandii i Luksemburgu. W odpowiedzi banki stwierdziły, że wdrożenie decyzji UOKiK może oznaczać powrót do opłacania wszystkich rachunków gotówką. Kto ma rację w tym sporze?
Co to jest opłata interchange
Interchange fee to prowizja od każdej transakcji bezgotówkowej. Chociaż UOKiK wskazywał na banki, jako głównych jej beneficjentów, to warto przypomnieć, że tą opłatą dzieli się wiele stron. Po pierwsze jest to główne źródło dochodów centrum rozliczeniowego, czyli firmy, która dostarcza do sklepu terminal płatniczy. Bez niego nie da się zaś dokonać transakcji. Takie firmy jak Polcard czy eService muszą cały czas czuwać nad działaniem i bezpieczeństwem blisko 200 tysięcy urządzeń akceptujących karty płatnicze umieszczonych w punktach handlowych w całej Polsce. Można sobie wyobrazić, jak trudno zapanować nad tego rodzaju infrastrukturą. A przecież każdy taki terminal to osobna umowa i szkolenia pracowników. Firmy odpowiadają też za bezpieczeństwo, modernizację, prawidłowy proces rozliczenia każdej transakcji. Na samym końcu – przekazują pieniądze do sklepu. Płacąc latem kartą nad morzem czy na zimowym wypoczynku w górach, rzadko zastanawiamy się, że do każdego takiego miejsca musiał wcześniej dotrzeć pracownik jednej z kilku działających na rynku firm.
Jeszcze ciekawiej sytuacja wygląda, kiedy wyciągamy kartę będąc tysiące kilometrów od domu. To właśnie wówczas najbardziej można odczuć wygodę z posiadania w portfelu karty ze znaczkiem Visa lub MasterCard. Co najważniejsze dla jego posiadacza, taka transakcja przeprowadzona jest w kilka-kilkanaście sekund. Nie trzeba wozić ze sobą gotówki, czy wymieniać jej w kantorach. I właśnie za tego typu wygodę płacimy w cenie towaru, robiąc zakupy kartą. Te dwie duże organizacje odpowiadają za to, by cały proces odbywał się szybko i pewnie. Trudno sobie wyobrazić koszt stworzenia i zapewnienia bezpieczeństwa infrastruktury o tej wielkości. W rzeczywistości była ona budowana i finansowana przez wiele lat. Trzeba też pamiętać, że fundusze na jej funkcjonowanie, a także na rozwój nowych sposobów płatności, takich jak na przykład płatności bezstykowe, czy zabezpieczeń, jak karty chipowe, również pochodzą z opłaty interchange.
Na samym końcu tego łańcuszka jest bank. To on odpowiada za wydanie i obsługę karty w swoim systemie. To on edukuje i zachęca klienta do korzystania z karty. To w końcu bank dzieli się częścią tej opłaty z punktem handlowym, w przypadku stworzenia partnerskiej karty płatniczej. Dla wielu firm to bardzo ważna pozycja w strukturze dochodów. Dzięki temu mogą też tworzyć programy lojalnościowe dla klientów. Największe sklepy, najczęściej duże sieci supermarketów, przy współpracy z wyspecjalizowanymi bankami wydają własne karty kredytowe. Dzięki temu oszczędzają duże kwoty na opłatach, jednak rozwiązanie to nie jest wygodne dla klienta – może on bowiem płacić taką kartą jedynie w nielicznych, wybranych punktach handlowych. W ostatnich miesiącach supermarkety otworzyły jednak swoje karty, zaczynając współpracę z Visa i MasterCard. Dzięki temu ich posiadacze mogą korzystać z jednej karty, niezależnie od miejsca, w którym płacą. Pokazuje to jednak, że bez Visy i MasterCarda nie da się obecnie funkcjonować. A to oczywiście kosztuje. Brak opłaty interchange spowodowałoby również upadek wielu programów kart partnerskich. Firmy nie miałyby powodów, żeby takie karty promować. W konsekwencji byłaby to kolejna przyczyna spadku liczby płatności bezgotówkowych i korzystania z kart płatniczych w ogóle.
Wysokość interchange – groźba wylania dziecka z kąpielą
W swoich wypowiedziach prezes UOKiK stwierdził, że opłata interchange jest wliczana w cenę towaru czy usługi. To dość logiczny tok rozumowania oznaczający, że największe koszty ponoszą osoby płacące gotówką, a przede wszystkim bonami towarowymi. Dlatego jego zdaniem tego rodzaju opłata nie powinna być pobierana. Z drugiej jednak strony Prezes nic nie wspomniał, że obrót gotówką również kosztuje! To nie tylko prowizja banku za przyjęcie i przeliczenie pieniędzy otrzymanych ze sklepu, ale również koszty ochrony, konwoju, przechowywania. W przypadku płatności kartą, cała transakcja odbywa się w sposób bezgotówkowy. Pieniądze bez fizycznej obecności trafiają wprost na konto sklepu. Szybko i bezpiecznie.
Jednym słowem gdyby zlikwidować interchange, to płacący kartą płatniczą zaczęliby finansować zakupy robione przez osoby, które regulują je za pomocą gotówki! Każdy sklep musi przecież wliczyć w cenę towaru koszty obsługi gotówki. A te nie są wcale dużo mniejsze, niż w przypadku płacenia kartą. Najlepszym dowodem na to jest przykład Australii. Konflikt, który ostatecznie został rozwiązany przez tamtejszy bank centralny, miał w pewnym momencie dość nietypowy przebieg. Sklepy zaczęły przerzucać koszty opłaty interchange na klientów. Spowodowało to drastyczny spadek korzystania z kart płatniczych. Efekty były na tyle złe dla całej gospodarki, że w konsekwencji wrócono do rozwiązania znanego na całym świecie, narzucając jedynie wysokość docelowych opłat, mających funkcjonować za kilka lat. Przy tej okazji warto zauważyć, że przeniesienie opłat bezpośrednio na klientów, wcale nie przełożyło się na spadek cen w największych sklepach. Pozostały na tym samym poziomie. Można z całą pewnością stwierdzić, że podobnie byłoby w Polsce. Dyrektor Generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji nie był zresztą w stanie zapewnić, że jeśli decyzja UOKiK wejdzie w życie, to sklepy obniżą ceny. Warto pamiętać, że od 2001 roku, w którym to POHiD wniosła sprawę do UOKiK, opłaty interchange spadły blisko dwukrotnie. Nigdy jednak handlowcy nie stwierdzili, że dzięki temu ceny dla konsumentów spadły. Pieniądze nie trafiłyby zatem szybko i bezpośrednio do kieszeni klientów. Stałaby się jednak inna rzecz – tak jak w Australii wrócilibyśmy do regulowania swoich rachunków gotówką. Stałoby się to zapewne jeszcze szybciej, skoro jedynie niespełna 40% wszystkich transakcji wykonywanych w Polsce kartami, to transakcje bezgotówkowe.
Nie jest przy tym powiedziane, że banki chętnie pogodziłyby się z tym nowym trendem i zaczęły instalować więcej bankomatów. Można zatem założyć, że wzrosłyby kolejki w oddziałach, a zaraz po tym opłaty za prowadzenie konta. Banki musiałyby sobie zrekompensować w ten sposób wzrost zatrudnienia, a przede wszystkim koszty związane z obsługą kasową. Dalszy rozwój placówek bankowych byłby w takim przypadku również zagrożony.
A co z argumentem UOKiKu, że w niektórych państwach, gdzie funkcjonują inne niż Visa i MasterCard systemy, opłata interchange nie jest w ogóle pobierana? Po pierwsze dotyczy to krajów bardzo małych (Dania, Holandia, czy Luksemburg). Po drugie w Polsce nie ma innego, alternatywnego systemu, chociaż swego czasu były próby jego stworzenia. Koszty jego wdrożenia są obecnie na tyle duże, że był to projekt nieopłacalny i szybko upadł. Wszystkie tego rodzaju systemy były natomiast budowane w latach 80-tych przez duże konsorcja banków. Najważniejsze jest jednak, że w tym momencie powoli zaczyna się od nich odchodzić. A czy jest to wygodne rozwiązanie, może się przekonać Polak, jadący np. do Niemiec. Jeśli nie posiada karty wydanej przez tamtejszy bank, niestety w niektórych sklepach czy na stacjach benzynowych, musi płacić gotówką. Na dłuższą metę nie jest to opłacalne dla samych punktów handlowych, dlatego Niemcy szybko zaczynają przekonywać się do międzynarodowego standardu. Wymaga tego również Komisja Europejska. Zachodnie banki będą musiały w najbliższym czasie ponieść całkiem spore koszty związane ze spełnieniem standardów SEPA, czyli Jednolity Obszar Płatności w Euro.
I na koniec najważniejsza rzecz, o której nie ma ani słowa w komunikacie Urzędu. Otóż brak opłaty interchange nie oznacza, że sklepy nie ponoszą opłat związanych z funkcjonowaniem i akceptowaniem kart płatniczych! A właśnie takie, mylne wrażenie można odnieść czytając komunikat urzędu. We wspomnianej Danii, brak opłaty interchage funkcjonuje dopiero od 2005 roku, a zamiast prowizji od każdej transakcji, sklepy ponoszą wcale nie taką małą opłatę roczną, mającą pokryć koszty funkcjonowania całej infrastruktury. System płatniczy Dankort został założony przez tamtejsze banki jako firma joint venture w 1983 roku. Po ponad 20 latach zdążył się już dawno zamortyzować, co nie oznacza przecież, że jego utrzymanie nic nie kosztuje. W Holandii lokalny system Interpay też nie jest bez skazy. W 2004 roku 8 banków które go założyło, zostało ukarane karą w wysokości 30 milionów euro, za zbyt wysokie prowizje pobierane przy płatnościach kartami debetowymi. Ostatecznie banki zapłaciły połowę tej kwoty. To wszystko nie oznacza jednak, że na tych rynkach opłata interchange nie jest pobierana. Przy płatnościach kartami Visa i MC jest ona stosowana. Podobne rozwiązania są stosowane na innych wspomnianych przez UOKiK rynkach. Brak opłat dotyczy transakcji dokonanych lokalnymi odmianami kart debetowych. A takich w Polsce nie ma! Z tego też względu postulaty urzędu wydają się zbyt daleko idące.
Płatności bezgotówkowe to przecież nie tylko zysk dla banków, ale dla całej gospodarki. Chodzi o oszczędności dla banku centralnego, a zatem wszystkich obywateli, z rozpowszechnienia elektronicznych sposobów płatności. Dzięki temu można wyeliminować konieczność bardzo kosztownej obsługi banknotów i monet. A przecież koszty te również są ukryte w cenie towaru, o czym chyba celowo nie mówi się w dyskusji na temat kart płatniczych.
Wysokość prowizji – nie ma darmowych obiadów
Chociaż opłata interchange jest niezbędna do funkcjonowania całego systemu i nie da się jej wyeliminować, to z całą pewnością można dyskutować nad jej wysokością. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów słusznie wytyka rodzimym instytucjom, że są one wynikiem umowy między bankami, czyli że nie działa tutaj wolny rynek. Warto jednak stwierdzić, że banki posługują się widełkami (co oznacza, że największe punkty handlowe płacą niższą prowizję) i w ciągu ostatnich dwóch lat wysokość opłat została znacznie obniżona. Co więcej minimalna kwota będzie zawsze występowała, bo przecież ktoś musi ponieść koszty funkcjonowania całego systemu. W ocenie UOKiK bezgotówkowe płatności powinny być zaś rozliczane według wartości nominalnej, bez potrącania opłaty interchange. Urząd uznał, że wysokość tej opłaty nie opiera się na rzeczywistych kosztach, ale została odgórnie ustalona. Istnieje jednak realna groźna, że gdyby wprowadzić takie rozwiązanie, to skończyłoby się jak w Australii. Sklepy przerzuciłyby opłaty na samych klientów. Z takiego rozwiązania cieszyłyby się natomiast duże sieci handlowe, które oferują własne karty płatnicze. Jednym słowem dla dalszego rozwoju całego rynku, opłata interchange jest niezbędna. Najważniejszą kwestią jest jednak jej poziom. Banki stwierdzają, że opłata musi być w naszym kraju wyższa, bo ponoszą duże wydatki związane z rozwojem sieci i jej amortyzacją. Mają tutaj rację, jednak trudno bez dyskusji zgodzić się z kwestią wysokości stawek. Można bowiem odnieść wrażenie, że banki zarówno chcą mieć ciastko (rozwijać szybko infrastrukturę), jak również je zjeść (od razu osiągać z tego tytułu duże zyski). W prostej drodze prowadzi to do zawyżania stawek. Warto pamiętać, że banki nigdy nie przedstawiły wyliczeń na poparcie swoich argumentów, a prawie w każdym rozwiniętym kraju, problemowi zbyt wysokich prowizji, przypatrywał się tamtejszy urząd antymonopolowy. Rodzime banki istotnie muszą ponosić wyższe koszty niż zagraniczni konkurenci. W Polsce infrastruktura wciąż jest budowana, a karty używane są przede wszystkim do wypłaty gotówki z bankomatów. Oznacza to ogromne wydatki zarówno na edukację handlowców i klientów oraz na dalsze inwestycje. Nie można oczekiwać, że banki będą to robiły charytatywnie. Do momentu jednak, kiedy nie przedstawią odpowiednich wyliczeń, można się słusznie spodziewać, że pobierane przez nie opłaty zawierają rentę monopolistyczną – zwłaszcza, że polskie banki ustaliły interchange na poziomie wyższym niż rekomendowany przez organizacje wydawców kart dla naszego regionu. Rekomendowany poziom opłat wynosi od 0,5 do 1 proc. Z tego też względu działania UOKiK są dla konsumentów bardzo ważne i o tym trzeba pamiętać. Istotne jest jednak przy tym to, żeby posunięcia urzędu nie przerodziły się w krucjatę, która zahamuje rozwój całego rynku. W tym przypadku trudno bowiem mówić o możliwości wprowadzenia konkurencji – chyba, że uznać za nią możliwość płatności gotówką. A to przecież nie jest rozwiązanie – zwłaszcza, że i w tym przypadku konsumenci płacą za jej obsługę!
Michał Macierzyński, analityk Bankier.pl
Czy decyzja UOKiK sprawi, że wrócimy do gotówki?
Źródło Bankier.pl. Dostarczył netPR.pl