Wiadomości branżowe

Gospodarka światowa na krawędzi kryzysu

„Hydra inflacji wychodzi z ukrycia lub wzrosty cen atakują nasze portfele” – tego rodzaju hasła już wkrótce mogą zagościć na dobre na łamach prasy. Podwyższona prognoza inflacji resortu finansów spowodowała konsternację na rynku. Czy jest to już może wstęp do realizacji scenariusza amerykańskiego? Pamięć rynków jest ulotna, szczególnie o tym, co złe, a to złe zaczyna być coraz bardziej realne. Cykl koniunkturalny jest nieubłagany i wykonuje swoją pracę po cichu, a inflacja przecież to nasz „dobry” znajomy i pierwszy sygnał kłopotów. Już wkrótce na fali coraz bardziej skomplikowanej sytuacji na rynkach światowych możemy doświadczyć próby kryzysu. Do łask być może wkrótce wróci pamięć o cyklicznym rozwoju gospodarek i o tym, że po ożywieniu przychodzi czas na ochłodzenie relacji gospodarczych lub nawet może kryzys. W euforii wzrostu gospodarki światowej, a ściślej państw bogatych, przez ostatnie pół dekady zapomniano o gospodarczym  memento. Nie chcemy przypominać sobie trudnych lat 2001-2002, gdy staliśmy się ofiarami zbytniego optymizmu i boomu internetowego. Dziś mówi się o końcu boomu

„Hydra inflacji wychodzi z ukrycia lub wzrosty cen atakują nasze portfele” – tego rodzaju hasła już wkrótce mogą zagościć na dobre na łamach prasy. Podwyższona prognoza inflacji resortu finansów spowodowała konsternację na rynku. Czy jest to już może wstęp do realizacji scenariusza amerykańskiego?
Pamięć rynków jest ulotna, szczególnie o tym, co złe, a to złe zaczyna być coraz bardziej realne. Cykl koniunkturalny jest nieubłagany i wykonuje swoją pracę po cichu, a inflacja przecież to nasz „dobry” znajomy i pierwszy sygnał kłopotów. Już wkrótce na fali coraz bardziej skomplikowanej sytuacji na rynkach światowych możemy doświadczyć próby kryzysu. Do łask być może wkrótce wróci pamięć o cyklicznym rozwoju gospodarek i o tym, że po ożywieniu przychodzi czas na ochłodzenie relacji gospodarczych lub nawet może kryzys. W euforii wzrostu gospodarki światowej, a ściślej państw bogatych, przez ostatnie pół dekady zapomniano o gospodarczym  memento. Nie chcemy przypominać sobie trudnych lat 2001-2002, gdy staliśmy się ofiarami zbytniego optymizmu i boomu internetowego. Dziś mówi się o końcu boomu hipotecznego i wieści się kolejny, tym razem być może jeszcze większy kryzys. Przewartościowanie nieruchomości i powszechne wzrosty cen mają swoje źródło w nadmiernej kreacji pieniądza pożyczkowego. Potencjał nowoczesnych gospodarek opiera się na kredytach. Sęk w tym, że chyba już zbyt mocno. Historia lubi się powtarzać, ale na pewne rzeczy jednak zmienia się optyka. W dobie rynków globalnych okazuje się, że w łatwy sposób popaść w ułudę nieograniczonych możliwości i zapomina się o tym, że gospodarka nie jest  jednak grą o sumie niezerowej. Nie istnieje więc, ani zysk bez ryzyka, a jeśli ktoś realizuje ponadprzeciętne zyski, to ktoś jednocześnie ponosi straty. Takiego zdrowego rozsądku widocznie zabrakło, można to jednak skwitować stwierdzeniem „ale to już było”. Problem w tym, jak teraz minimalizować straty.  

A to już wiesz?  Trzy miliony mieszkań - dziękujemy już niepotrzebne

Ekonomii globalnej w ostatnim czasie uczy nas kryzys na rynku subprime mortgages w Stanach Zjednoczonych. Dalekie echa kryzysu nie są jednak w naszym kraju brane zbyt do serca, analitycy uspokajają, że nas to nie dotyczy. W szerszej perspektywie optymizm nie jest aż tak uzasadniony. O ile rynki amerykańskie można powiedzieć są na rozdrożu i już działają na nich pewne mechanizmy stabilizujące (Amerykanie z podobnego kryzysu w latach 80-tych ubiegłego wieku, mimo wszystko wyszli obronną ręką, chociaż ich pozycja w świecie od tamtego czasu uległa jednak osłabieniu), to stan polskiej gospodarki jest w dużo większym stopniu narażony na zmiany koniunktury światowej. To ryzyko jest tym większe im dłużej pozostajemy poza strefą Euro, im jeszcze relatywnie słabo nasza gospodarka jest zintegrowana z Unią. W chwili obecnej cieszymy się, co prawda z rosnących transferów, inwestycji za pieniądze unijne, ale paradoksalnie środki te ulegają systematycznemu pomniejszaniu poprzez konieczność przeliczania na złotego, który staję się coraz droższy. Im większa aprecjacja złotego, tym mniejsza liczba projektów będzie mogła liczyć na zakończenie w planowanym terminie. Co gorsze, w trakcie budowy dróg, autostrad, czy stadionów może okazać się, że środków zabraknie w połowie budowy, oczywiście, jeśli wcześniej zostaną rozpoczęte. Wizja mistrzostw piłkarskich w 2012 roku już nie jest tak sugestywna, jak przed półroczem. W końcu trzeba wziąć się do pracy, a słomianego zapału już nie wystarcza.

Pokora w ostatnim czasie nie była w modzie i parcie na zyski odebrały zdrowy rozsądek nawet największym graczom. Problemy europejskich banków inwestycyjnych, czy miliardowe straty takich tuzów jak Merrill Lynch czy Citigroup są ceną płaconą za problemy amerykańskich kredytobiorców – najgorsze, że tak naprawdę nikt nie wie jaka jest wartość strat lub co bardziej prawdopodobne, zarządy nie mówią całej prawdy chcąc ratować wiarygodność. Co ciekawe jednak zagrożenie dla samej gospodarki amerykańskiej wydaje się być niedoceniane przez samych zainteresowanych, czyli inwestorów. Pojawiają się, co prawda głosy, jak Georga Sorosa, który wieszczy koniec ery życia na kredyt. Upadek ma wstrząsnąć całą gospodarką światową. Pomijając, że Soros nie do końca wydaje się być tutaj obiektywny, trudno odmówić mu (nie tylko mu) racji. Z jedną drobną uwagą. Zamieszanie w gospodarce amerykańskiej już przyniosło oczyszczające efekty. Poprzez spadek zaangażowania rządu amerykańskiego we wspieranie branży budowlanej. Kolejny sygnał uzdrowienia sytuacji, to rosnące oszczędności amerykańskich obywateli. Paradoksalnie, bo poprzez kryzys na rynku nieruchomości teoretycznie stali się przecież biedniejsi, ale jednocześnie są bardziej zapobiegliwi, zaczęli zwracać uwagę na swoje wydatki. A przecież niedopasowanie aspiracji inwestycyjnych i konsumpcyjnych z możliwościami finansowymi było uważane za przyczynę wszystkich kłopotów. Rynek można powiedzieć sam reguluje tę sprawę, ale warto zauważyć, że jest to możliwe tylko dzięki jego instytucjom. Jest to lekcja dla Polski, gdzie poniechano w pewnym zakresie reform strukturalnych. Zatrzymanie prywatyzacji, przepychanki wokół nadzoru finansowego, pozorna reforma finansów publicznych i podatków, próby ręcznego sterowania gospodarką, itp., być może dziś nie są tak dolegliwe. W perspektywie jednak gorszej koniunktury czynniki te mogą powodować dodatkowe koszty, będą piachem w trybach mechanizmu rynkowego, gdy straci on swój impet. Ewentualny kryzys odczujemy po prostu bardziej dotkliwie. Perspektywa ta nie jest wcale taka odległa. 

A to już wiesz?  Polski problem kredytów subprime

Statystyczne wzrosty cen żywności oraz paliw pokazują, że być może wkrótce czeka nas szok podażowy. Korzystamy ze zmian strukturalnych zainicjowanych poprzednim kryzysem, a że kiedyś będzie następny, to jest pewne, bo jest potrzebny, aby dokonać katharsis w gospodarce. Z niekompetentnych firm, projektów nie mających osadzenia w realiach. Dotkliwość kryzysu dla nas będzie tym mniejsza, im lepiej będziemy do niego przygotowani. Im bardziej będziemy przygotowani i zapobiegliwi. Oszczędność i umiar jest cnotą, dopóki nas jednak na to jeszcze stać róbmy to. Życie na koszt przyszłych pokoleń może się, bowiem zemścić koniecznością zaciskania pasa na „koniec dnia”, kiedy systemy emerytalne okażą się niewydolne. Dla polskich kredytobiorców efekt rosnących oczekiwań inflacyjnych może być pierwszą poważną próbą. Kredyty udzielane na 30, 40, a może i nawet 50 lat trzeba będzie kiedyś spłacić i dla części kredytobiorców na pewno okaże się to zadanie ponad siły. Pytanie jednak jak duża to będzie część i jaki wpływ będzie to miało na cały system finansowy. Można pocieszać się, że kredytów w Polsce jest jeszcze relatywnie mało. Przeciętny Polak ma do spłaty wielokrotnie mniejszy kredyt niż np. Brytyjczyk. Sęk w tym, że dynamika kredytowania jest u nas ciągle bardzo wysoka, a banki nie wychodzą w swoich strategiach poza inkasowanie prowizji. Trudne czasy, to tak naprawdę rosnąca rola nadzoru finansowego i jeszcze raz to należałoby powtórzyć – instytucji rynkowych. W modernizowanych gospodarkach ważne są nastroje, ale życie od Euro do Euro nie zastąpi zdrowego rozsądku. Jaka więc strategia na dziś? Zachować spokój i minimalizować straty i … przetrwać do kolejnego odbicia.

Bogusław Półtorak

Główny Ekonomista Bankier.pl

Źródło Bankier.pl. Dostarczył netPR.pl

Artykuly o tym samym temacie, podobne tematy