Slogan trzech milionów mieszkań powraca na sztandary na przedwyborczym finiszu. Pomijając fakt, że nie ma praktycznie na świecie kraju, gdzie to państwo budowałoby powszechnie mieszkania dla swoich obywateli, sama idea wydaje się jak najbardziej słuszna. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nikt w ferworze ognia walki wyborczej nie postawił jednak pytania, kto w tych mitycznych milionach nowych mieszkań miałby mieszkać? Czy naprawdę miliony nowych mieszkań są nam potrzebne?
Do dziś borykamy się z problemami interwencjonizmu państwa z poprzedniej epoki w mieszkalnictwie, a dominacja budownictwa jednorodzinnego dowodzi, że chcemy nie budownictwa zunifikowanego, ale indywidualnego, co więcej zindywidualizowanego. A taka samodzielność już niekoniecznie musi się podobać politykom. Przed wyborem 21 października mamy jednak już znacznie większa świadomość pewnych spraw. Przez ostatnie kilka lat nauczyliśmy się bowiem nie oglądać na zawirowania polityczne na tzw. górze, wśród elit. Przedsiębiorcy dobrze sobie radzą, giełda rośnie, a na rynku nieruchomości można zarobić kokosy. To przyspieszenie gospodarcze jednocześnie uśpiło naszą czujność. Na otarcie łez zostało obniżenie składki rentowej, ale fiskalne koszty pracy przecież to nadal niemal 50 proc. płacy. Właśnie przez te koszty statystyczny wzrost płac nie jest w rzeczywistości tak bardzo odczuwalny. I nie zmienią tego najbardziej widowiskowe igrzyska organizowane z potrzeby wyborczej chwili. Akcja „powrót” dla miliona naszych przedsiębiorczych obywateli też nie będzie miała znaczenia, jeśli nie będzie np. rozwiązania w tak oczywistej sprawie jak abolicja podatkowa dla osób, które raz już zapłaciły podatki za granicą. Te osoby niestety często już musiały wybrać – emigrację na dłuższy czas.
Często przytaczany przykład irlandzki w kontekście zmian w naszym kraju pokazuje, że takie działania jak abolicja dla powracających okazują się po prostu korzystne dla państwa. Tą drogą przyciągnięty kapitał stał się podstawą rozwoju gospodarczego Irlandii, a nie tylko wbrew obiegowym opiniom transfer funduszy unijnych. Co więcej Irlandczycy mieli w przeszłości też swój problem z długiem publicznym, ale ogólny konsensus polityczny w tej sprawie pozwolił na szerokie reformy fiskalne, a w efekcie obniżenie podatków. Wariant, że staniemy się druga Irlandią jest może mało prawdopodobny (drugą Japonią już byliśmy), ale wnioski są bardzo pouczające. Mniejszy dług państwa, to więcej pieniędzy w kieszeniach obywateli i większe możliwości realizacji marzeń.
Wracając do mieszkań, od których zaczęliśmy. Jeśli państwo będzie sprawne i tanie, to 3 mln mieszkań będzie tylko kwestią czasu. Nawiasem pomimo głodu mieszkaniowego w Polsce, w trakcie ostatniego spisu narodowego około miliona mieszkań zostało wykazanych jako niezamieszkane. Wynikało, to z tego, że problem braku mieszkań dotyka tak naprawdę najbardziej atrakcyjnych gospodarczo miejsc, głównie dużych aglomeracji. Może warto jednak zastanowić się nad lepszym stwarzaniem szans na tzw. prowincji, z której pochodzi znaczna większość dzisiejszych emigrantów. Odbywało się to z obopólną korzyścią – życie w małych społecznościach daje wyższą satysfakcję mieszkańcom, a z drugiej strony pozwala na bardziej równomierny rozwój regionów. W tym celu potrzebne są miejsca pracy i dopiero być może nowe mieszkania, czy to na własność lub być może wystarczy na wynajem, aby pozostać mobilnym.
Bez względu na to, kto w mitycznych mieszkaniach miałby mieszkać potrzeby mieszkańców najlepiej znają oni sami, więc politycy, przyszli posłowie apelujemy – dajcie Polakom szansę poprzez tanie, dostępne kredyty hipoteczne, które są możliwe, gdy zadbacie o niski dług publiczny, niską i stabilną inflację. Polacy wydaje się też nie czekają już na jałmużnę państwa w postaci kolejnego planu na miarę budownictwa wielkopłytowego. Zadbajcie o wysoką jakość prawa i regulację kwestii własności, dostępności gruntów i przejrzystość rynku np. poprzez utworzenie powszechnego katastru, tak aby każdy kupujący mógł sprawdzić historię nieruchomości. Denerwują się przykładowo, że na wpisanie do księgi wieczystej prawa własności czeka się miesiącami. To są prawdziwe wyzwania. Wiemy, że może jest to mało efektowne i mało medialne, ale takie konkretne kroki są potrzebne. To tego wyborcy będą oczekiwać i z tymi oczekiwaniami miejmy nadzieję będą dokonywać wyborów. Pracę „organiczną” przedsiębiorczy obywatele pracujący na wielu etatach, w firmach w kraju i zagranicą, ale też emeryci zmuszeni do dorabiania już wykonują, czas może by i na szczytach władzy te zasady zaczęły wreszcie obowiązywać. Piłka dziś jest po naszej stronie, gdy staniemy przed urną wyborczą, skreślając najbliższą nam opcję polityczną, od której oczekujmy rozliczenia się z obietnic.
Bogusław Półtorak
Główny Ekonomista Bankier.pl